Wciąż w trakcie mój motyl, zostało jeszcze tło do wykończenia:
A do szkoły cała lista rzeczy do przyniesienia:
na piątek trzeba było przynieść ziemniaki, szmatki, pinezki, wykałaczki - robili ufoludki i inne stworki...
Dobrze, ze dziś na późniejszą godzinę było, bo trzeba było gotować od rana marchewkę, pietruszkę, ziemniaki, jajo i inne składniki do przyniesienia na saładkę. Pamiętam, że ja też w szkole podstawowej robiłam na zajęciach praktyczno-technicznych (ZPT) i też saładke robiliśmy :))
Cieszę się bardzo, bo moje dziecię chodzi do tej samej szkoły co ja. Nauczyciele się się pozmieniali, już na emeryturach... Ale miłe wspomnienia i sentyment pozostał.
Ok ciekawe czy z tej ilości składników na saładkę coś zostanie na spróbowanie??? Hm... przyniosła całą michę:))))
p.s. nie rozumiem p. logopedki ze szkoły, coś nam się współpraca nie układa... a pani od tańca towarzyskiego mówi, ze młodsza moja 4-latka jest tak drobna, że nie nadąża w tańcu za innymi dziećmi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz